reklama

Orson Welles - znacznie więcej niż Obywatel Kane

zdjęcie: Orson Welles - znacznie więcej niż Obywatel Kane / pixabay/67558
„Lepsza jest porażka, jeśli dość wyraźna, niżeli wątpliwe zwycięstwa życiowe, o których by trzeba gadać w nieskończoność, żeby ich dowieść”. Powyższy cytat z poezji Robert Frosta dobrze oddaje sytuację recepcji twórczości Orsona Wellesa. W nieskończoność można, albowiem debatować nad jej ogólną oceną, i niemal nie da się obejść obok niej w sposób bezkompromisowy.
REKLAMA
OBYWATEL KANE

Mit Orsona Wellesa przystoi do najbardziej barwnych w historii kina. Dla jednych twórca Damy z Szanghaju był udręczonym przez hollywoodzki system geniuszem, dla innych - pozostał hochsztaplerem, desperackim nonkonformistą i narcyzem.

Do fabryki snów Welles trafił przez radio i teatr. Jego wczesne sukcesy min. Makbet w czarnoskórej obsadzie (wykorzystujący ikonografię voodoo) i szekspirowski Juliusz Cezar (jako metafora faszyzmu) oraz adaptacja Wojny światów Herberta Wellsa - prezentująca inwazję kosmitów w formie radiowego reportażu, w trymiga obdarzyły go mianem bezmiernego czempiona i cudownego dziecka. Kontrakt z wytwórnią hollywoodzką był toteż kwestią czasu. Welles podpisał go ze studiem RKO; umowa była zaś niezwykła - gwarantowała reżyserowi prawo do ostatecznego montażu i zapewniała absolutną swobodę artystyczną. Reszta jest już historią.

Obywatel Kane przeszedł do niej jako porywające osiągnięcie technologiczne i narracyjne, z sukcesem eksperymentujące z dźwiękiem, montażem czy głębią ostrości, a także retrospektywnym pomysłem oparcia fabuły. Jak się wydawało, Wellesowi pisana była świetlana przyszłość. Następca jego legendarnego debiutu, Wspaniałość Ambersonów, został już jednak dobitnie skrócony (z ponad dwugodzinnego do niespełna 88-minutowego metrażu), co było zaledwie początkiem problemów twórcy Intruza z odnalezieniem własnego miejsca w filmowej przestrzeni.

Nieprzemijające kłopoty

Spośród finalnie zmontowanych, mających swą premierę w kinach, wszystkich filmów Wellesa ledwie cztery z jedenastu przetrwały w zgodzie z zamiarami ich twórcy. W konsekwencji tego wielu spłaszcza sprawę i opisuje karierę autora F jak fałszerstwo jako pikującą w dół krzywą. Nie jest to wszak ocena sprawiedliwa. Obywatel Kane jako całość jest zapewne higlitem filmowej twórczości Wellesa, ale także jego późniejsze życie opiewało w sukcesy artystyczne. Dychotomia w ocenie tego, co było główną przyczyną stojącą za kolejnymi, złamanymi projektami Amerykanina, a więc z jednej strony nieustępliwy charakter reżysera oraz dążność do przedłużania okresu pracy na planie i postprodukcji, a z drugiej przekonanie o permanentnej złowieszczości hollywoodzkich producentów, po dziś pozostaje istotnym elementem dyskusji historyków kina w  ramach oceny dorobku twórcy Otella. Jak zwykle prawda leży zapewne gdzieś pośrodku. Faktem jest zaś to, iż każde z dzieł Wellesa - te przemontowane w niezgodzie z jego intencjami nie mniej niż ukończone wespół z nimi - dokonuje penetracji języka kina.

Wspomniana Wspaniałość Ambersonów stosuje na przykład głębię ostrości jako składniową montażu - widz zostaje niejako zmuszony do posłużenia się własną wolnością i inteligencją, dostrzeganiem obrazów tego, czego chce, i kiedy chce (pomagają mu w tym długie, nieruchome plany), Dotknięcie zła, ostatni z hollywoodzkich obrazów reżysera, thriller z 1958 roku rozpoczyna zaś świetnie zainscenizowana, zrealizowana w jednym ujęciu część wstępna. Oba zresztą filmy, pomimo że nie istnieją w oryginalnym montażu Wellesa (Dotknięcie zła w nowej wersji z 1998, zmontowanej przez Waltera Murcha, bliski jest wyjściowym zamiarom twórcy Pana Arkadina), otaczane są kultem.

Twórca niezależny

Nieudana z punktu widzenia komercyjnego przygoda Orsona Wellesa z hollywood wymusiła jego odyseję do europy. W niej to, niczym Don Kichote, a zatem bohater jednej z najsłynniejszych powieści w historii, a także jednego z najsłynniejszych, niepowstałych swoich dzieł, rozpoczął karierę twórcy niezależnego - poszukującego miejsca w systemie: walczącego z wiatrakami (przy okazji stając się po raz kolejny, tym razem mimo woli, protoplastą dla młodych, aspirujących filmowców).

Spośród obrazów zrealizowanych na starym kontynencie wyróżnić należy Chimes at midnight (1965) oraz Proces (1962) - dwa ostatnie powołane do życia i zmontowane przezeń filmy kinowe. Oba stojące na wysokim poziomie artystycznym, nieimplikujące wszakże zainteresowania widowni oraz Nowego Hollywood.

Ostatnie dwadzieścia lat twórczości Orsona Wellesa opiewa w zbiór dzieł nieukończonych. W gronie tym znajdował się przez lata film pt. The Other Side of the Wind. Produkcja ta, ostatecznie zmontowana w roku 2018 dzięki Netflixowi, mająca swoją premierę na festiwalu w Wenecji, miała być jednym z jego najważniejszych projektów. Jej fabuła orbituje wokół postaci 70-letniego reżysera, Jake'a Hannaforda - starzejącego się macho, sfrustrowanego kolejnymi decyzjami hollywoodzkich producentów - i jest jej wieloaspektowym portretem. Pomimo że obraz nie został zmontowany przez samego Wellesa, jego wspótwórcy starli się „zrobić” film, jak najbliższy jego oryginalnej wizji. The Other Side of the Wind to dzieło, które poszerza i bada formę quasi-dokumentu, jest frapujące i warte niejednego seansu. Jej protagonista lawiruje między narcyzmem a samokrytyką. Autobiograficznie zrozumienie nasuwa się automatycznie.To, iż dziś, w wiele lat po śmierci Wellesa, możemy oglądać jego „nowy” film, jest doprawdy niezwykłe.

Oprócz tego, że był filmowcem, twórca Makbeta był również magikiem. Jakiego królika z kapelusza wyciągnie kolejnym razem? Może zaginione fragmenty Wspaniałości Ambersonów? Mam nadzieję.
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Wolin
-0°C
wschód słońca: 07:38
zachód słońca: 15:56
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Wolinie